Repertuar filmu "Karol - Papież, który pozostał człowiekiem" w Jaworznie
Brak repertuaru dla
filmu
"Karol - Papież, który pozostał człowiekiem"
na dziś.
Wybierz inny dzień z kalendarza powyżej.
Czas trwania: 155 min.
Produkcja: Włochy , 2006
Premiera: 13 października 2006
Reżyseria: Giacomo Battiato
Obsada: Piotr Adamczyk, Dariusz Kwaśnik, Michele Placido, Alberto Cracco
Karol - papież, który pozostał człowiekiem to opowieść o Papieżu Polaku, który zmienił świat. To również opowieść o życiu i cierpieniu.
Pierwsza cześć filmu, zatytułowana "Karol - człowiek, który został papieżem", zrealizowana rok temu przez Giacomo Battiato opowiada o losach Karola Wojtyły - najpierw młodego studenta, potem duchownego, wreszcie biskupa. Opowiada o czasach okupacji hitlerowskiej i o czasach komunizmu w Polsce, prowadzi nas przez niezwykłe życie bohatera aż do momentu wyboru na głowę Stolicy Piotrowej.
Druga część, zatytułowana "Karol - papież, który pozostał człowiekiem" zaczyna się od scen czuwania wiernych na Placu św. Piotra w czasie ostatnich chwil życia Jana Pawła II. W następnych sekwencjach rozpoczyna się opowieść o kolejnych latach pontyfikatu, począwszy od jego inauguracji 22 października 1978 r.
Film ukazuje nam pierwsze pielgrzymki papieskie - do Meksyku oraz do Polski. Pielgrzymka do Polski w 1979 r. została pokazana tak, jak transmitowała ją polska telewizja, która na żądanie władz nie pokazywała tłumów na papieskich mszach.
Szczegółowo opowiedziano o tragicznych wydarzeniach związanych z zamachem na życie Jana Pawła II. Godzina po godzinie, a po strzałach na Placu św. Piotra minuta po minucie reżyser zrekonstruował wydarzenia 13 maja 1981 r. Poruszającą sekwencję scen zamyka wypowiedź komunistycznego działacza, który skonsternowany wiadomością o tym, że papież przeżył, mówi: "To jeden z naszych największych błędów. Wróg stał się żywym męczennikiem".
Znaczącą część filmowej opowieści stanowią obrazy z podróży po świecie: do Ameryki Łacińskiej, Afryki, a także m.in. do Indii, do leprozorium prowadzonego przez Matkę Teresę z Kalkuty.
Jan Paweł II został przedstawiony jako niestrudzony obrońca praw człowieka, przeciwnik wojny i przemocy, ale również jako osoba o wielkiej wrażliwości i niezwykłym poczuciu humoru oraz otwartości. Jego rozmówcy zmuszają go do odpowiedzi na trudne, czasem kłopotliwe pytania, dotyczące antykoncepcji, aborcji i seksualności.
Z wielką precyzją film przedstawia kolejne etapy choroby Parkinsona, stopniowo pozbawiającej papieża sprawności fizycznej i możliwości mówienia.
Film kończą sceny z pogrzebu Jana Pawła II.
Wasze opinie
Wzruszający, a także opełen
humoru film :):)
Fajny, jednak 1 część była
lepsza.... :/:/:/
buee
Gdyby nie to, że jest o
papieżu z Polski, to nikt by
takiego filmu nie tknął, a tym
bardziej nie wychwalał pod
niebiosy. Naprawdę szkoda
pieniędzy, zresztą na pewno
telewizja polska puści to przy
najblizszej okazji.
Warto na ten fim iść
O wiele lepszy od części
I
GORĄCO POLECAM!!!!!!
byłam na tym filmie ze
swoim gimnazjum (ja chodze do 1
klasy) i byłt to film który mnie
i moich przyjaciół jako pierszy
wzruszył film nakr ęcony
świetnie, momentami wydaje sie
ze jest sie w centrum wydarzen i
przeżywa sie to po raz drugi
wzruszające
film naprawde dobry!
ciekawy, przejmujący,
wzruszający... polecam
wszystkim!!!
gniot
w sam raz dla kaczyńskiego
albo dla wycieczek szkolnych
(wiadomo kto jest ministrem
oświaty)
łzawe badziewie
okropne, ale wiadomo, że
ludzie i tak będą się zachwycać
- przecież w tym kraju innaczej
nie można
hmm
film pod wzgledem
kinematografii jest slaby - co
tu kryc. Sztuczna realizacja i
tylko Adamczyk ratuje sytuacje.
Z drugiej strony ma wiele do
powiedzenia - zabraklo tylko
budżetu:)
„Obyś żył wiecznie tak jak
Polska”. Może nazbyt
wyczerpująco, ale byliśmy
przyjaciółmi…
Poznań 2006-11-08
„Obyś żył wiecznie tak jak
Polska”. Recenzja filmu „Karol –
papież, który pozostał
człowiekiem”, w reżyserii
Giacomo Battiato.
W dzień imienin Karola Wojtyły, obejrzałem kolejny film traktujący o jego Pontyfikacie.
I znowu jak w przypadku
pierwszej ekranizacji tego
samego reżysera „Karol,
człowiek, który został
papieżem”, nie zawiodłem się na
twórcach tego filmu.
Wydawać by się mogło, że
możemy czuć się już nieco
znużeni powracającym nieustannie
tematem Pontyfikatu Jana Pawła
II. Kiedy jednak wsłuchiwać się
będziemy dokładnie w każde słowo
nauczania naszego rodaka i
analizować dzień po dniu
przebieg tego Pontyfikatu, który
to za jego przyczyną stał się,
musimy przyznać jednym z
najbardziej pasjonujących
okresów w dziejach ludzkości i
Kościoła, przyznamy, że czas ten
można przyrównać jedynie do
bogactwa obfitości studni jakby
bez dna, albo też źródła
krystalicznej i życiodajnej,
wartko płynącej wody.
Pontyfikat to, przyznać
musimy w całej swojej formie
przedziwny. Pontyfikat, który
zapoczątkowały bardzo wyważone i
ostrożne słowa samego jego
głównego bohatera, „Zostałem
wezwany z dalekiej krainy”.
Słowa, które brzmią odnoszę
wrażenie, jako pewnego rodzaju
nieśmiałe wyjaśnienie woli Bożej
oraz uwiarygodnienie decyzji
kolegium kardynalskiego. I
kolejne następujące po nim inne
wezwanie, już bardziej odważne i
stanowcze, które stanowi
jednocześnie credo jego całego
Pontyfikatu, „Nie lękajcie się
Chrystusa”.
Pontyfikat, który u samego
początku miał już pewien
konkretny program i sens.
Pontyfikat, którego założenia
każdego dnia konsekwentnie i
umiejętnie realizowano, a owoce,
którego były mądrze pomnażane.
Był to czas, któremu nie
oszczędzono niczego. Było w nim
miejsce na radość i smutek,
nadzieję oczekiwania i po jego
kolejnych, papieskich wizytach w
naszej ojczyźnie bolesne
rozstania. Przeżywana i śledzona
w trwodze próba zamachu na jego
życie, z jednoczesnym
wznoszeniem próśb do Boga o jego
ocalenie. Czy też z utęsknieniem
oczekiwane za jego staraniem
upragnione uwolnienie naszego
narodu z komunistycznego
zniewolenia. I wszyscy doskonale
zdajemy sobie sprawę z tego, że
stało się to mocą wezwania jego
słów, „Niech zstąpi Duch Twój i
odnowi oblicze ziemi, tej
ziemi”. To on, Karol Wojtyła
dodał nam odwagi. I to nie, kto
inny jak też tylko on rzucił
światu wyzwanie, aby świat
zechciał poznać i pokochać
Jezusa i otworzyć się całym
sercem na Jego Ewangelię.
Podobnie jak w samym Pontyfikacie, tak również jest i w tym filmie. Film na podobieństwo Pontyfikatu Jana Pawła II też ma jakiś plan i kształt. Już na samym początku tej ekranizacji wprowadzeni jesteśmy, poprzez anons postaci w pewną atmosferę filmu. Śledzić będziemy wplecione i powiązane równocześnie z życiowymi losami Karola Wojtyły, pewne epizody z życia innych postaci Kościoła. A więc ukazana będzie nam bohaterska postać biskupa Romero i jego męczeńska śmierć. Posługująca opuszczonym, biednym i bezdomnym Matka Teresa z Kalkuty. Walczący o godność polskich robotników pod sztandarami „Solidarności” ks. Jerzy Popiełuszko, oraz postać Don Tomaso, biskupa Ugandy i jego działalność na polu społeczno-ewangelizacyjnym.
I oto już pierwsze ujęcia zapowiadają niezły film, powiedziałbym nawet niezły dramat. A wytrawny kinoman, po tym szaleńczym wstępie, może już tylko zadawać sobie pytanie, czy twórcy będą w stanie utrzymać nadane przez nich samych tempo akcji, aż do samego końca filmu. Czy i jakim sposobem ogarną wszystkie zaanonsowane na samym początku wątki i czy sprostają temu wyzwaniu? A czy sztuka ta im się udała? Wydaje mi się, że tak. Ale po to, aby uzasadnić moją opinię, proponuję jak mam to w zwyczaju, przeanalizować akcję tego filmu od początku, aż do samego jej końca.
Tak jak wyśmienity jest anons
tego filmu, tak niestety razi
nieco nieporadna dykcja głównego
aktora na samym jego wstępie.
Mowa jego jest za mało
wyrazista, brak w niej ekspresji
i głębi. I dzieje się tak
niestety właśnie wtedy, kiedy
Karol Wojtyła, kieruje do tłumu
pierwsze słowa wtedy, kiedy chce
się zaprzyjaźnić z tłumem,
zyskać jego akceptację, sympatię
i uznanie. Mowa jego, płynąca z
ekranu w tym momencie sprawia
wrażenie niestety nieco
klepanej. Wydaje mi się, że w
tej kwestii można by ten element
dopracować. Nie jest to
oczywiście wina samego aktora,
bo głosowi można przecież nadać
bardziej wyraziste brzmienie
poprzez mastering dźwięku w
samym studio. Podobnie jest z
podkładem głosu Matki Teresy z
Kalkuty. Znałem Matkę Teresę
bardzo dobrze, byliśmy
przyjaciółmi. Barwa głosu Matki
Teresy była bardzo młodzieńcza,
wręcz dziewczęca. W filmie
natomiast głos świętej
posługiwaczki biednych z Kalkuty
jest chropowaty i nieatrakcyjny,
po prostu bez wyrazu. Ale jest
to niestety niepokonywalny
stereotyp w myśleniu tych,
którzy tworzą i piszą o ludziach
Kościoła. Są oni, ci twórcy, co
prawda blisko Kościoła, tego nie
neguję i chcą oni dla Kościoła
jak najlepiej i w to też wierzę
i wyrażam im za to moje uznanie
i wdzięczność, ale chyba nie do
końca ducha Kościoła rozumieją.
Wydaje im się, że ten ktoś, kto
pracuje na rzecz biednych, on
sam musi być, czy też powinien
być, zgięty w pół, chodzić
ciągle ze spuszczoną głową, być
życiowym nieudacznikiem i
nieustannie przepraszać
otoczenie za to, że żyje. A
wcale tak nie jest, a wręcz
przeciwnie. Pamiętajmy, że Matka
Teresa była osobą niezwykle
energiczną i zapobiegliwą.
Wiedzmy również i o tym, że
zanim wstąpiła do zakonu,
ukończyła studia wyższe i przez
pewien okres czasu pracowała w
szkole jako nauczycielka
geografii. Ale za to bardzo
wymownie w filmie, ukazana jest
scena jej odejścia z tego
świata. Niejako tą samą drogą,
którą szła i która prowadziła ją
w odnajdywaniu biednych,
zapomnianych i opuszczonych, w
podziękowaniu za jej ziemski
trud, tą samą drogą przyszedł po
nią wysłannik z nieba.
Bardzo dobrze są również
ukazane pewne cechy charakteru
samego Karola Wojtyły, takie jak
jego niezłomność,
bezkompromisowość i konsekwentne
realizowanie raz zamierzonego i
wyznaczonego sobie celu. Wydaje
mi się, że doprawdy za
zrządzeniem opatrzności Bożej
stało się, iż pierwsza
pielgrzymka papieska przypadała
właśnie do Meksyku. Kraju samego
w sobie ogarniętego beznamiętną
biedą, a sfer nim rządzących
opętanych szaleńczą wprost
nienawiścią do samego Kościoła.
Pamiętajmy, że w tamtych latach
obowiązywał w tym kraju
oficjalny zakaz noszenie sutann
i strojów zakonnych. Karol
Wojtyła postanowił jednak wbrew
wszystkim i wszystkiemu
zrealizować zaproszenie
tamtejszego Episkopatu i
pojechać z pielgrzymką do
Meksyku. Zapytuję, zatem, czy
film ten, traktujący o
Pontyfikacie Jana Pawła II formą
swoją nie przypomina klasycznego
westernu, w którym to gatunku
kinematograficznym widz już na
samym początku projekcji,
wprowadzony jest w akcję i
ukazane jest jemu w sposób
jednoznaczny, kto tutaj rządzi.
A więc główny bohater,
koniecznie najlepszy strzelec w
okolicy i ci źli panowie,
obowiązkowo na pierwszym ujęciu
kamery ukazani po lewej stronie
ekranu, czy też po prawej,
doprawdy już nie pamiętam, ale
jest to klasyczna reguła
westernu, tak dawno temu
oglądałem western i uleciało to
już mojej pamięci, no i
koniecznie pod koniec filmu, on
główny bohater filmu, tych złych
ludzi musi zastrzelić. Niekiedy
jeszcze w nagrodę otrzymuje
pojawiającą się w epizodach
filmu niewiastę, która co kilka
chwil wygląda przez okno
spoglądając z utęsknieniem i
wyczekując, czy on, główny
bohater, szeryf i ten, dla
którego bije jej serca już
wraca. W tym filmie akurat nie
było potrzeby przywoływać tego
wątku, chociaż wizyta w
Watykanie pierwszej miłości
Karola Wojtyły, Hani w jakiś
sposób regułę tę dopełnia i w
potencjalny sposób rekompensuje.
Zatem, już na samym początku
tego filmu, na podobieństwo jak
w klasycznej opowieści o
bohaterskim i niezłomnym
szeryfie, wiemy, kto jest kto i
z kim mamy do czynienia.
I wracając do samego filmu,
to właśnie tam w Meksyku, w
czasie swojej pierwszej
papieskiej pielgrzymki Karol
Wojtyła nada wymiar swojemu
Pontyfikatowi. Jako następca św.
Piotra i głowa Kościoła
Katolickiego będzie do końca
konsekwentny w swoich żądaniach
wobec poszanowania praw, jakie
przysługują rdzennym mieszkańcom
tej meksykańskiej ziemi. I tak
będzie w kolejnych latach jego
posługi. Zawsze do końca
konsekwentny, nie ugnie się
przed nikim, nie ulegnie żadnej
presji i nie wycofa się z raz
obranej i wyznaczonej sobie
drogi. Pamiętam, moi koledzy ze
studiów, Meksykanie byli
Karolowi Wojtyle za ten pełen
odwagi gest bardzo wdzięczni,
jak również i pełni podziwu i
uznania dla jego odwagi.
Jest to scena wydaje mi
się bardzo ważna, szczególnie ze
względu ludzi młodych
oglądających ten film. My wiemy,
jakim człowiekiem był Jan Paweł
II, oni nie pamiętają tamtych
lat. Film, zatem im to
uzmysławia.
W ciekawy sposób ukazywane są również rozmowy Jana Pawła II ze swoim najbliższym współpracownikiem, sekretarzem stanu Agostino Casarollim i od razu muszę wyróżnić wspaniałą kreację w tej roli, Alberto Cracco. I muszę przyznać bez żadnego skrępowania, że daje mi wiele do myślenia sposób realizowania tych scen. Zastanawia mnie, dlaczego w czasie tych rozmów Karol Wojtyła jest wyprostowany i śmiało spogląda w oczy swojego interlokutora. Formułuje on swoje myśli w sposób jasny, prosty i zrozumiały, podczas gdy Sekretarz Stanu błądzi, gubiąc wzrok i unika spojrzenia papieża. Spuszcza oczy, miotając się i kuląc sam w sobie. Jaki jest tego powód i jaka jest tego przyczyna? Przypadek, czy też sposób realizacji zamierzony? Zastanawia mnie to, a ponieważ na tym poziomie produkcji przypadków nie ma, zatem scena ta ma swoją wymowę i zawiera pewne przesłanie. Zapytuję, zatem, jakie? Ale o tym w następnej części komentarza.
Bardzo umiejętnie ukazany
jest w tym filmie wątek
niedoszłego zabójcy człowieka w
bieli, Ali Agacy, jak również
cały proces doprowadzenia go do
próby zamachu na życie papieża.
I znów doskonała kreacja, będzie
tych kreacji więcej, ale o tym
później, grecko-włoskiego aktora
z pochodzenia Alkisa Zanisa. Co
zwraca moją uwagę, to bardzo
umiejętnie sprawnie i starannie,
powoli kreślony portret
psychologiczny niedoszłego
zabójcy papieża. A więc, do
czasu, kiedy Ali Agca składa
pistolet, (celowo nie używam
określenia broń, bo broń służy
do celów obronnych), którym to
pistoletem ma zadać śmierć
człowiekowi w bieli, Ali Agca do
tego momentu ukazywany jest na
ekranie w raczej krótkich i
ciętych ujęciach, a dopiero
wtedy, kiedy złoży on już swój
pistolet i kiedy trzymać go
będzie w dłoni, a więc wtedy,
kiedy on sam z narzędziem
niosącym śmierć tworzyć będą już
jedno i będzie on z tym
narzędziem utożsamiany, dopiero
wtedy jego twarz ukazana
jest/będzie na długim ujęciu. Co
takim sposobem kręcenia tych
scen chcą nam powiedzieć twórcy
tego filmu? Wydaje mi się, że
odpowiedz zawarta jest w
słowach, oto portret mordercy. I
nie jest on, Ali Agca doprawdy
nikim więcej jak tylko zabójcą i
chyba takim już pozostanie.
Zauważamy to zresztą w rozmowie,
w dwa lata później, kiedy to
spotkali się oni dwaj w jego
więziennej celi, Karol Wojtyla i
Ali Agca. I znowu w tym momencie
muszę niestety zwrócić uwagę na
kolejne niedociągnięcie w
charakteryzacji. Panowie
realizatorzy, na miłość Boską,
przecież Ali Agca przy tej
okazji nie był ubrany w sweter
koloru granatowego, ale jasnego
błękitu. Przecież w tamtych
latach, w każdym prawie polskim
mieszkaniu, zdjęcie to było
wetknięte w ramy obrazu Matki
Boskiej Częstochowskiej.
Przynajmniej tak było w moim
domu. I wracając do toku
myślowego recenzji, sam Ali Agca
w czasie rozmowy dziwi się, że
kula chybiła celu. Poprosił, co
prawda o wybaczenie, ale
jednocześnie obawia się zemsty
ze strony tej, której Karol
Wojtyła zawierzył swój
Pontyfikat. Widzimy zatem na
jakim poziomie intelektu jest
ten człowiek. No i przy tej
okazji, ponieważ analizuję wątek
zamachu, znowu muszę zwrócić
uwagę na kolejną nieścisłość i
niedociągnięcie. We Wiedniu w
mieszkaniu Celika w momencie,
kiedy agenci KGB werbują
potencjalnego zamachowca, Celik
podaje agentom, a więc
nieznajomym sobie ludziom, jakiś
okolicznościowy napój do
wypicia. Nie wiemy, co to jest,
być może jest to herbata, albo
jakiś inny wywar. Nie jest to w
tym momencie istotne. Ważne jest
natomiast, że żaden szanujący
się agent, czy też jakikolwiek
szpieg, przy tego typu
spotkaniach nie weźmie ani do
picia, ani do jedzenia niczego,
co nie pochodziłoby z dobrze
sprawdzonego źródła. Obowiązuje
w tego typu środowiskach, być
może nieznana nam reguła tzw.
ograniczonego zaufania. A więc,
kolejny błąd w sztuce. No tak,
ale musimy przyznać, że trudno
było z kimkolwiek skonsultować
charakterystykę tej sytuacji.
Sam Celik został przecież
skutecznie wyłączony z procesu i
o ile sobie przypominam został
otruty, a od agentów werbujących
potencjalnego zamachowca, w
kwestii konsultacji tej sceny
też chyba niewiele się dowiemy.
Nawet gdyby ci panowie odnaleźli
się, to przecież i tak mogą
zwalić całą winę na Alego Agce,
mówiąc, że działał samodzielnie.
Nieprawdaż? Niezła jest również
scena, w której Ali Agca budzi
się z rana i przygotowuje do
zamachu na papieża. Wyrwany jest
ze snu w okolicach godziny
szóstej rano, co w symbolice
liczb ma również swoje znaczenie
i diaboliczną wymowę.
W dalszej części filmu, na
uwagę zasługuje dobry zabieg
warsztatowy w czasie
przemówienia Karola Wojtyły,
przy okazji jego wizyty w
Polsce, ułożenia na ekranie
dwóch twarzy, właśnie jego
papieża i agenta bezpieki.
Nakładają się na siebie i
dochodzi do konfrontacji dwóch
sprzecznych ze sobą postaw
moralnych i interesów
społecznych; dobra i zła,
wyzwolenia do życia w prawdzie i
poszanowania godności ludzkiej i
ciągłej próby usiłowania
zniewolenia człowieka,
odrzucania słów Boga i
zagłuszenia swojego głosu
sumienia. W końcu esbek nie
wytrzymuje. Wyłącz to, powtarza
kilkakrotnie do realizatora.
Dobra i wymowna scena.
Na uwagę zasługuje również scena z matką zmarłego chłopca. Ukazany jest w niej Karol Wojtyła jako autentyczny świadek Bożej opatrzności i niezłomny obrońca Jego, Boskich wyroków. On był przy tobie, kiedy twój syn umierał, On i tak nie posłuchałby, cokolwiek nakazałbym Jemu uczynić, przytaczam słowa Karola Wojtyły.
Bardzo dobrze jest również
zrealizowana scena, kiedy to na
jednej z wysp Senegalu, Karol
Wojtyła będąc w grocie i to tej,
skąd wywożono w świat rdzennych
mieszkańców Afryki, czyniąc ich
niewolnikami obcych nacji i
obcych narodów, wypowiada pełne
bólu słowa o winie tych, którzy
dopuszczali się tego typu
czynów. I ubolewa Karol Wojtyła
nad tym postępkiem,
uświadamiając nam jednocześnie,
że winnymi tego nadużycia byli
ludzie, którzy dostąpili łaski
chrztu świętego. Scena ta ma
również bardzo głęboką symbolikę
teologiczną. Namiestnik
Chrystusowy na ziemi, tym razem
w osobie Jana Pawła II,
wypowiada te słowa u brzegu
morskich fal, a więc na
podobieństwo jak apostoł Piotr,
usłyszał nad brzegiem Morza
Tyberiadzkiego od Chrystusa już
wtedy zmartwychwstałego, słowa
wezwania do tego, aby prowadził
lud Boży i miał pieczę nad
wyznawcami Jezusa, nad Jego
Kościołem. Wezwaniu temu, możemy
się tylko domyślać, podobnie jak
w przypadku tej sceny,
towarzyszył również szum fal i
łagodny powiew wiatru. Scenę tę,
uznania win ludzi Kościoła, losu
wygnanych ze swojej rodzinnej
ziemi, odbieram jako
przygotowanie do późniejszego
już oficjalnie i publicznie
wypowiedzianego przed całym
światem przeproszenia ludzkości
za grzechy i nadużycia Kościoła.
I niech nikt mnie nie usiłuje
nawet przekonywać, że do
podobnego gestu, byłby zdolny
ktoś inny, niż pochodzący z
plemienia Słowian. To doprawdy
opatrznościowe, że Kościół
Chrystusowy w XXI wiek
wprowadzał ktoś z narodu, który
przez wieki zaznał tak wiele
cierpienia, nie zatracając
jednocześnie swojej wiary i
dochowując wierności Bogu. Tylko
ktoś z takiego narodu, rozumiał
potrzebę uczynienia podobnego
gestu i nań się zdobył.
A wracając raz jeszcze do
nakreślonego na samym początku
planu filmu, to muszę
podkreślić, że był on bardzo
pomocny w realizacji samego
dzieła. Poprzez częste odwołanie
do losów zaanonsowanych przedtem
postaci, pozwalał utrzymać rytm,
dramaturgię i ciągłość akcji
filmu, a przede wszystkim
sprawiał, że nie czuliśmy się
ani zmęczeni, ani znużeni.
Zwracam również uwagę na po mistrzowsku wkomponowany w tym filmie wątek z dziedziny etyki moralnej, a więc tej dziedzinie, w której Karol Wojtyła był ekspertem. A więc poruszenie problemu AIDS, poszanowania i uznania godności kobiety, etyki seksualnej. I na absolutnie doskonałe przy tej okazji sceny popisu sztuki aktorskiej w wykonaniu Piotra Adamczyka i Lesle Hope, tajemniczej Julii, damy z Montrealu, wolontariuszki posługi biednym i opuszczonym w Afryce. Hm, i gdyby nie jedno dosyć drewniane ujęcie poruszania się aktorki, to na tarasie po konferencji z papieżem, wszystkie sceny z jej udziałem, mogłyby być uznane za absolutnie doskonale w sztuce gry aktorskiej.
A teraz, w tej części
recenzji pozwolę sobie na kilka
słów niezależnych od treści
filmu refleksji.
Otóż, w czasie, kiedy
przez agentów Kremla
przygotowywany jest zamach na
człowieka w bieli, z ekranu
padają przy tej okazji bardzo
znamienite słowa, uświadamiające
nam, że również i w Watykanie
działają i to w sposób prężny i
bardzo dobrze zorganizowany
agenci obcych wywiadów. Nie jest
oczywiście tajemnicą, że w
świecie istnieje sekretna
organizacja o nazwie masoneria,
której celem w założeniach jest
zniszczenie Kościoła
Chrystusowego. I to właśnie oni
w czasie pamiętnej pierwszej
wizyty papieża w Meksyku,
dzierżyli władzę nad tym krajem.
A jej przedstawiciele-agenci,
masonerii, podobnie jak agenci
obcych wywiadów, niekiedy w
powiązaniu ze sobą, działają w
Watykanie i to niekiedy w
bezpośredniej bliskości samego
papieża. Przyglądnijmy się im
zatem. Przede wszystkim miejmy
baczną uwagę na prześladowanych
dysydentów z regionu Azji,
którzy to w jakiś niepojęty i
cudowny sposób po latach
spędzonych w odosobnieniu, we
więzieniach, obozach pracy i
ocalałych z prześladowań
komunistów, po emigracji
zasiadają teraz gdzieś w
urzędach Watykanu. Dla nas
Polaków, ci ludzie, kim tak
naprawdę są powinno być jasne i
klarowne. Ci ludzie, to nie, kto
inny jak tylko agenci bezpieki.
Ci prawdziwi opozycjoniści
systemu komunistycznego, nigdy
nie ujrzeli światła dziennego i
w zapomnieniu dokańczali dni
swojego życia, zamknięci gdzieś
tam we więzieniach i obozach
pracy, z których nigdy to nie
zostali zwolnieni. Odeszli w
zapomnieniu. Podobną zasadzę
rozumowania należy przyjąć
również w odniesieniu do
niektórych osobników, tych w
sposób cudowny wyświęconych na
kapłanów w okresie komunizmu w
krajach postkomunistycznych
Europy wschodniej, a obecnie
również wykorzystywanych jako
agentów bezpieki. „Kapłani” ci,
przynajmniej niektórzy z nich
dzisiaj, kiedy już nic nie stoli
na przeszkodzie, aby nosić strój
zakonny, nie założą jednak
sutanny i chodzić będą ciągle
ubrani pod krawat. A po to, aby
uwiarygodnić przed otoczeniem
swoją pozycję, (bo kto wie, kim
oni są, to wie), ograniczają się
jedynie do okolicznościowego,
niekiedy kilkugodzinnego
nawiedzania Najświętszego
Sakramentu i opowiedzenia
kolejnej zmyślonej historyjki z
okresu ich wyimaginowanego
uwięzienia, czy też
internowania. Będą też opowiadać
historyjki o tym, jak to w
obozowym baraku, już po
zgaszeniu świateł sprawowali, na
kawałku chleba i kropli wina w
dłoni, wina dostarczonego przez
przyjaciół, (ciekawe, jakim
sposobem i w jaki sposób to wino
przechowywali), Najświętszą
Ofiarę. Dziwne, że w różnych
częściach świata ciągle
opowiadana jest ta sama
historyjka i niezmiennie w taki
sam sposób. No cóż, widocznie
nie śledzą oni i nie czytają
tego, co sami opowiadają. Nie
dajmy się zatem nabrać na te
opowiastki. Nie pozwólmy się
zwieść. Przerabialiśmy już
wielokrotnie w dziejach naszej
historii podobne przypadki i
wiemy, na czym polega i czemu
służy na przykład tzw.
kontrolowana opozycja. A więc
historia z rodzimym KOR-em, czy
też kontrolowanymi odłamami
„Solidarności”. Innymi słowy,
grupą teoretycznych oponentów
systemu, ludzi
wyselekcjonowanych i starannie
przygotowanych na usługi i w
służbie tej samej, której
teoretycznie są oponentami
ideologii. Wydaje mi się, że
twórcom tego filmu udało się
ukazać grupę tych ludzi. To w
filmie ci na twarzach, których
maluje się niepokój i
zmieszanie, brak pewności
siebie, kiedy rozmawiają twarzą
w twarz z Karolem Wojtyłą i
stoją naprzeciw niego. To ci,
którzy, jeżeli powierzone
zostanie im jakiekolwiek zadanie
do wykonania, zawsze i
niezmiennie przesuwać będą w
czasie termin jego realizacji.
Najchętniej odsunęliby ten czas
w nieskończoność, wykazując w
końcu niemożliwość,
nieaktualność, lub też bezsens i
bezzasadność realizacji tego
zamierzenia. Taki sposób
postępowania to również jeden ze
sposobów walki z Kościołem.
Reasumując zatem, co jest
mocną, a co słabą stroną filmu.
Ogólnie film oceniam jako
doskonały. Podkreślam raz
jeszcze, że bardzo pomocny w
jego realizacji dla twórców i
dla nas, jego odbiorców jest
pomysł z planem umieszczonym na
samym jego początku. A wyborowa
ekipa aktorska z Michele Placido
w roli lekarza, Alberto Cracco
jako kard. Casarolli, Alkis
Zanis w roli Ali Agcy i
wspomniana Lesle Hope, nadają
temu dziełu jeszcze większej
klasy i wiarygodności. Wyróżniam
również bardzo dobre aktorstwo
Piotra Adamczyka, szczególnie
kreującego Karola Wojtyłę już
jako starca. Tak, aktorstwo w
filmie określam jako na
najwyższym poziomie, być może
tylko z wyjątkiem kilku
nieudanych scen, a zaliczam do
nich nieco groteskowy sposób
ukazania sióstr zakonnych i
niektórych przedstawicieli
kleru. Jest jednak kilka scen,
które mimo wszystko wymagałyby
pewnego retuszu i dopracowania.
Mam na myśli, przede wszystkim
to nieszczęsne ujęcie sióstr
zakonnych czuwających przy
umierającym Janie Pawle II.
Scena ta tchnie
nieautentycznością i jest
nieprawdziwa. Jedna z sióstr
niepokojąco czuje na sobie
kamerę, a inna ta ostatnia,
wylewa łzy w jakimś dziwnym
grymasie uśmiechu. Nawet, jeżeli
w rzeczywistości jedna z nich
reagowała w ten sposób, scenę tę
należałoby jednak nieco
podretuszować. No, ale niestety
jest to maniera i nawyk ludzi,
którzy piszą i tworzą o
Kościele. Powtarzam to po raz
kolejny. Przedstawiają oni nas,
ludzi kościoła w nieco
cukierkowaty i nienaturalny,
oderwany od rzeczywistości
sposób. No cóż, zaważa na tym
domniemywam, brak wystarczającej
konsultacji z przedstawicielami
duchowieństwa w czasie
realizacji filmu. Polecam zatem
na przyszłość swoje w tej
materii poradnictwo. Zwracam
również uwagę na klarowne i
jednoznaczne ukazanie
poszczególnych postaci w tym
filmie. Ich portrety
psychologiczne, każdej z nich są
klarowne i jednoznaczne. A więc
odnajdujemy kompetentnego i
stanowczego w swoich decyzjach
lekarza. Konsekwentną w swoim
postępowaniu wolontariuszkę z
Ugandy, nieugiętego w obronie
biednych i uciśnionych biskupa
Romero, i…? No właśnie. I co
dalej? Jaki kolejny portret
psychologiczny proponują nam
twórcy filmu? To chyba
nieprzejednany w swoich
przekonaniach i postawie zły
człowiek. Patrz esbek i nieco
prymitywny w sposobie bycia i w
swojej osobowości, sprawiający
wrażenie nieco zaszczutego
człowieka niedoszły zabójca Jana
Pawła II, Ali Agca. Oni
pozostają takimi, jakimi są i na
jakich ukazanie ich zasługują.
Twórcy filmu, ani nie starają
się o to, aby ukazać ich w
lepszym świetle, ani wyjaśnić
motywów ich postępowania, ani
tym bardziej usprawiedliwić ich
czynów i motywów postępowania.
Dlaczego o tym problemie
wzmiankuję i dlaczego o tym
piszę? Otóż, ponieważ przy
okazji opracowywania
jakiejkolwiek recenzji, mam w
zwyczaju odnieść się również do
twórczości filmowej naszych
rodzimych reżyserów, dlatego też
śmiem twierdzić, czy też nawet
mam absolutną tego pewność, że
przy okazji powstawania
podobnego dzieła, realizowanego
przez naszych twórców filmowych,
u nich nieuchronnie pojawiłby
się wątek nawrócenia złego
człowieka, patrz. esbek, albo
Ali Agca, lub chociażby sama
tylko próba ukazania
teoretycznej i domniemanej
zmiany sposobu ich życia. I
obojętne, czy takowe nawrócenie
miałoby miejsce w
rzeczywistości, czy też nie. To
dla naszych rodzimych twórców
nie ma żadnego znaczenia.
Najważniejsze, aby zaznaczyć
taki wątek, bo teoretycznie
mogłoby się tak stać. Ładniej by
to wyglądało i pasowało do
całości filmu. Film byłby
jeszcze bardziej przejmujący,
ubogacony i taki motyw
dodałby/dodawałby jemu jeszcze
uroku. Co za piękna i
przejmująca idea. Potencjalne
nawrócenie złego człowieka. A co
za pomysłowość autorów. No, bo
tak teoretycznie przecież
mogłoby się zdarzyć, nieprawdaż?
Przecież mamy tak wiele
przykładów/przypadków nawróceń w
historii. A życie, odnoszę
wrażenie jest chyba niestety
bardziej prozaiczne. To raczej
dobrzy ludzie łatwiej stają się
lepszymi, a źli pozostają jednak
sobą. Zresztą nieważne, nie czas
i miejsce na tego typu
rozważania. I jak znam naszych
twórców filmowych, że powrócę
raz jeszcze do tego wątku, to w
przypadku jednego z nich,
bylibyśmy w jego filmie
tradycyjnie uraczeni
przynajmniej jednym epizodem,
albo nawrócenia jednego z tych
złych ludzi, albo jego próbą
samobójczą. Natomiast w
przypadku kolejnego twórcy,
przypuszczalnie jak ma to on w
zwyczaju, nakreśliłby jako
dodatek do całości jakiś
wyczerpująco-powierzchowny
portret zabójcy. Ot, taka
ucieczka od tematu, bo brak
kompetencji w zrealizowaniu
dzieła od początku, aż do samego
końca w sposób porządny i
klarowny, co więcej zrozumiały
dla widza. Dlatego też wszystko
musi być pogmatwane,
zrelatywizowane, poddane w
wątpliwość i tzw. ocenie samego
odbiorcy. I jak to mam w
zwyczaju przy okazji pisania
recenzji tradycyjnie pozdrawiam
naszych rodzimych twórców
filmowych.
Zwracam zatem uwagę raz
jeszcze i podtrzymuję moją
wcześniejszą opinię, że mocną
stroną tej ekranizacji filmowej
są jednoznaczne portrety
psychologiczne jego postaci.
Muszę jeszcze przyznać, że
dwukrotnie przy okazji tego
filmu parsknąłem śmiechem.
Pierwszy raz, kiedy Karol
Wojtyła przechodząc obok jednego
z żołnierzy gwardii
szwajcarskiej, zapytał go o jego
imię. Przypomniało mi się
wówczas pewne zdarzenie z mojego
życia, kiedy to będąc na placu
św. Piotra na jednej z audiencji
w chwili zapomnienia i w
odpowiedzi na salutowanie
gwardzisty pozdrowiłem go,
zadając jednocześnie pytanie,
skąd jest. W odpowiedzi
usłyszałem, że ze Szwajcarii. No
tak pomyślałem sobie, zanim coś
powiesz, dobrze przedtem to
pomyśl.
A po raz drugi parsknąłem
śmiechem wtedy, kiedy to Jan
Paweł II wyraził swoją opinię o
Billy Clintonie. Hm, no cóż,
Billy sam sobie jesteś winien. A
że zapytam jeszcze, czy twarz
Karola Wojtyły po próbie zamachu
na jego życie, była rzeczywiście
już tak bardzo zniszczona i
podstarzała? A dlaczego ta mała
dziewczynka w ujęciach z Ugandy,
ta pierwsza po prawej stronie
ekranu, jest tak bardzo
przestraszona widokiem papieża i
nieco zagubiona? A tym, którzy
zarzucają, że na ekranie kinowym
starzeje się jedynie Karol
Wojtyła odpowiadam, że jest to
film o Janie Pawle II i jego
Pontyfikacie, a nie o jego
otoczeniu.
A swoją drogą, abstrach...ąc od sposobu ukazywania starości samego Jana Pawła II na ekranie, to daje mi wiele do myślenia treść napisanej przez niego kartki w kilka chwil przed śmiercią. Jan Paweł II napisał, „Co wyście ze mną zrobili?”. Zgodzicie się chyba ze mną, że proces starzenia się Jana Pawła II przebiegał chyba jednak zbyt szybko, niż dzieje się to w warunkach nazwijmy to konwencjonalnych. Zbyt gwałtownie stawał się on na naszych oczach zniedołężniałym starcem. Zbyt szybko następowało zniszczenie i osłabienie układu kostnego i całego jego ciała. Zbyt wiele tych starczych narośli na jego ciele, no i kolor samej skóry, też wskazywałby na podawanie jemu i to przez dłuższy czas jakichś toksycznych substancji. Być może był to skutek uboczny przyjmowanych leków? Nie wierzę w to za bardzo. Człowiek nie pod..ada na zdrowiu tak szybko. Symbol zdrowia i tężyzny fizycznej, atleta Boży Karol Wojtyła, Polak ze zrodzenia, góral, podróżnik i pielgrzym z powołania i umiłowania, zbyt szybko jednak odszedł z tego świata. Tacy ludzie, o podobnej jak on sile, tężyźnie fizycznej i mocy w sobie, nie odchodzą z tego świata po dwudziestu kilku latach katorżniczej pracy.
I zapytacie zapewne, dlaczego
mojej recenzji nadałem tytuł?
„Obyś żył wiecznie, tak jak
Polska”. Otóż na jednej z
audiencji na placu św. Piotra,
pozdrowiłem Jana Pawła II
właśnie tymi słowy. W zamian
otrzymałem od Niego, Jego
papieskie błogosławieństwo.
Pozostało ono we mnie z mocą do
dzisiaj.
Hm, a że zapytam, czy moc
owego błogosławieństwa jest
zauważalna w tym opracowaniu?
Z misjonarskim
pozdrowieniem.
O. Marek Mularczyk OMI –
Poznań.
Film dla Polaków
Nie powinno sie krytykowac
takich filmów. Momentami
wzruszający, czasem
przerysowany. Warto zobaczyc -
chocby dla obrazu prawdziwego
człowieka jakim jest kazdy z
nas.
Brak mi słów!!!!!
spoko!!!
film jest bardzo
wzruszający !! byłam na tym
filmie z klasa a po filmie
wszyscy mieli łzy w oczach
;}
piekny
Piekny film
Z.Ajefajny..... i tyle :D
F.Ilm J.Est G.Odny
O.Bejżenia!!!! N.Ic D.Odać i
N.Ic U.Jąć!!
..::P.Ozdrawiam::..;
Bardzo dobry !!!
Bardzo dobry. Wspaniała
lekcja historii z ojcem świętym
w roli głównej. Wiele
wzruszających scen, które
uświadamiają o
niedoskonałościach tego świata i
bezdusznych, krwawych elitach
rzadzących. Jednak nadzieja jest
siłą, która pozwala przetrwać i
przezyć we współczesnym świecie.
A tą nadzieją jest Bóg.
raczej marne widowisko
Nic specjalnego,
oczywiście w naszym kraju, z
wiadomych względów, trudno
będzie usłyszeć krytyczną
opinię. Naprawdę nie jest to
arcydzieło, a nawet bardzo
daleko mu do tego.
Warto zobaczyć!!!!!!
Film jest cudowny... Caly
film płakałam... Najgorszye bylo
na samym koncu jak zamknela sie
ksiega, a takze jak koles
poszczelił papieża. A jak
zakonnica zucila sie na tego
kolesie co mial zabic papieża i
mówila, że ,,Mam Cie ty
morderco!!!" to bylo szczere.
NAPRAWDĘ POLECAM GORĄCO NA TEN
FILM!!!!!!!!!!!!
coś okropnego
żenujący
Cudowny
Cudowne...dialog z pewnej
stacji radiowej: sluchaczka: -
bylam dzis na filmie Jan Pawel
II, prezenter: -o, to juz jest
sequel? a wiedzialas I czesc?
ale to bylo juz jakis czas temu
i nikt nie podejrzewal, ze
bedzie sequel. A kiedy Jan Pawel
III?